05-04-2011 22:49
Wrogowie publiczni
W działach: Film | Odsłony: 31
Jako wielbiciel starego kina gangsterskiego i całkiem porządnie pokrzepiony świetną wizją w „American Gangster”, poszedłem na najnowsze dzieło Michaela Manna z wielkimi oczekiwaniami. Oczekiwania te zwiększyły dodatkowo osoby Christiana Bale oraz Johnnego Deppa, których bardzo cenię. Niestety nie doznałem zachwytu. Dostałem co prawda bardzo solidny produkt, w świetnej oprawie muzycznej i z porządna fabułą, jednak czułem że można było z tego obrazu wycisnąć dużo więcej. Zacznijmy jednak po kolei.
Film rozgrywa się w skorumpowanej Ameryce lat 30-stych, ubiegłego stulecia. Gangsterzy szaleją, prohibicja zbiera swoje żniwo w nielegalnym handlu, zaś czarny rynek rośnie w siłę. Co gorsza przestępcy są na tyle sprytni, że napadają na banki w jednym stanie po czym czmychają do drugiego, gdzie nic nie zrobili i tamtejsza policja staje się bezsilna. Co sprytniejsi część łupu po prostu rozdają zwykłym rolnikom czy drobnym robotnikom miejskim, co zapewnia im zawsze bezpieczeństwo i schronienie. Przekupna policja również siedzi w kieszeniach gangów. Do najsłynniejszego należy John Dilinger (J. Depp), zwany potocznie Wrogiem Publicznym numer jeden. Człowiekiem wyznaczonym przez Edgara Hoovera, do schwytania słynnego gangstera, zostaje Melvin Purvis (Ch. Bale). Jednocześnie Hoover, aby dopomóc w pojmaniu tworzy pierwszą międzystanową policję zwaną Federalnym Biurem Śledczym, czyli FBI. Rozpoczyna się mordercza walka dwóch ludzi czynu.
To co cieszy na wstępie to fakt, iż owa historia jest autentyczna, no i nie jest to kolejny remake jakiegoś wcześniejszego filmu. Mimo to reżyser pozmieniał kilka faktów, na szczęście nie rzucają się one w oczy. Jedynie ktoś mocno obeznany z historią tamtych czasów, jak i postaci, będzie w stanie je wyłapać. Najistotniejsza zmianą jest chyba kolejność śmierci pierwszej trójki owych ‘Wrogów Publicznych’, gdzie Dilinger zginął jako pierwszy. W filmie z wiadomych powodów umiera jako ostatni, jednak jak już wcześniej pisałem, nie ma to wielkiego wpływu na całokształt. Jednak scenariusz mimo iż opiera się na faktach i jest porządny, miejscami potrafi się dłużyć. Nie chodzi tu o nadmierną ilość patosu, gdyż takiego zabiegu w owym obrazie nie uświadczymy. Po prostu niektóre sekwencje są rozwleczone w całości, albo zbyt przewidywalne co powoduje iż widz wie jak dana sytuacja lub akcja się skończy, nim ta zdąży się rozkręcić. Co gorsza osoby które widziały dwa najdłuższe zwiastuny filmowe, w sumie poznały już cały scenariusz. Niestety to również mocno podkopało całość filmu.
Gra aktorska w filmie wypada porządnie, nawet lepiej niż porządnie. Jednak i tu brak wielkich zaskoczeń czy rewelacji. Co prawda nie idzie się do żadnego z aktorów czy aktorek jakoś szczególnie przyczepić, poza faktem że potrafią oni lepiej zagrać. Brakowało mi tu bardzo takiej fenomenalnej gry aktorskiej u Deppa i Bale, jaką pokazali pierwszy w „Marzycielu” a drugi w „Equilibrium”. Co prawda tamte filmy należały do zgoła innych gatunków, jednak obaj aktorzy pokazali właśnie w tych produkcjach, na co naprawdę ich stać. Jeśli idzie o grę aktorską to w całości wyróżniała się jedynie kreacja Marion Cotillard, która wcieliła się w najważniejszą dziewczynę Johnego Dilingera. Jej postać była pełna życia, rozterek, czułości – po prostu ludzka. Świetnie potrafiła zagrać tutaj mimiką twarzy, zresztą tak samo jak Depp, choć w ogólnym rozrachunku, panna Cotillard tu wygrała. Jak widać, znów mogło być lepiej, jednak źle nie jest.
Źle, a czasem tragicznie, wypadło to, co w tym filmie powinno wypaś genialnie – zdjęcia. Tym razem eksperyment z kamerą cyfrową HD, kompletnie się nie sprawdził. Mimo iż ujęcia są nawet dobre, to jakość po prostu dobijała. Za jaskrawe, za kolorowe, wręcz czasami za mało realne. Do tego niejednokrotnie były zbyt chaotyczne, co w efekcie powodowało zniecierpliwienie u widza, zamiast ciekawości. Montaż również się nie popisał. W kilkunastu miejscach było rozmycie kadru, gdy następował przeskok z jednego ujęcia do drugiego. Co prawda były to krótkie momenty, jednak o tyle drażniące, gdyż potrafiły dziać się podczas głównej akcji. Jedyną zaletą zastosowania w tym filmie kamery cyfrowej, jest jakość dźwięku. Nigdy jeszcze w kinie nie słyszałem tak przejrzystej ścieżki odgłosów otoczenia. Kroki butów na chodniku, cudownie brzmiące odgłosy wystrzałów czy dźwięku silnika, ale przede wszystkim całkowita płynność kwestii wypowiadanych przez aktorów. Połączywszy to z bardzo miłą i nastrojową muzyką, dostajemy cudowne tło audio. Kolejnym plusem, to efekty pirotechniczne i stroje. Są naprawdę dobre, przejrzyste, a co do ubiorów po prostu oddają klimat tamtych lat. Jednak zbyt ostre kolory niszczą ich naturalność.
Ostatecznie jednak mimo tylu niedociągnięć oraz potknięć, film można zobaczyć choć raz. Każdy kto lubi kino gangsterskie, bardziej nawiązujące do faktografii lat 30-stych Ameryki, powinien czuć się zadowolony. Inni również, choć zależy to od gustu. Co prawda zdjęcia dobijają czasem, jednak na małym ekranie telewizora, nie powinno to aż tak przeszkadzać. Nie można tu liczyć oczywiście na wzniosłość jaką Mann zaprezentował nam w „Gorączce”, jednak dał na tyle solidny i strawny produkt, że zakropiony lampką czerwonego, wytrawnego wina, powinien smakować przyzwoicie.
OCENA 6,5/10
Film rozgrywa się w skorumpowanej Ameryce lat 30-stych, ubiegłego stulecia. Gangsterzy szaleją, prohibicja zbiera swoje żniwo w nielegalnym handlu, zaś czarny rynek rośnie w siłę. Co gorsza przestępcy są na tyle sprytni, że napadają na banki w jednym stanie po czym czmychają do drugiego, gdzie nic nie zrobili i tamtejsza policja staje się bezsilna. Co sprytniejsi część łupu po prostu rozdają zwykłym rolnikom czy drobnym robotnikom miejskim, co zapewnia im zawsze bezpieczeństwo i schronienie. Przekupna policja również siedzi w kieszeniach gangów. Do najsłynniejszego należy John Dilinger (J. Depp), zwany potocznie Wrogiem Publicznym numer jeden. Człowiekiem wyznaczonym przez Edgara Hoovera, do schwytania słynnego gangstera, zostaje Melvin Purvis (Ch. Bale). Jednocześnie Hoover, aby dopomóc w pojmaniu tworzy pierwszą międzystanową policję zwaną Federalnym Biurem Śledczym, czyli FBI. Rozpoczyna się mordercza walka dwóch ludzi czynu.
To co cieszy na wstępie to fakt, iż owa historia jest autentyczna, no i nie jest to kolejny remake jakiegoś wcześniejszego filmu. Mimo to reżyser pozmieniał kilka faktów, na szczęście nie rzucają się one w oczy. Jedynie ktoś mocno obeznany z historią tamtych czasów, jak i postaci, będzie w stanie je wyłapać. Najistotniejsza zmianą jest chyba kolejność śmierci pierwszej trójki owych ‘Wrogów Publicznych’, gdzie Dilinger zginął jako pierwszy. W filmie z wiadomych powodów umiera jako ostatni, jednak jak już wcześniej pisałem, nie ma to wielkiego wpływu na całokształt. Jednak scenariusz mimo iż opiera się na faktach i jest porządny, miejscami potrafi się dłużyć. Nie chodzi tu o nadmierną ilość patosu, gdyż takiego zabiegu w owym obrazie nie uświadczymy. Po prostu niektóre sekwencje są rozwleczone w całości, albo zbyt przewidywalne co powoduje iż widz wie jak dana sytuacja lub akcja się skończy, nim ta zdąży się rozkręcić. Co gorsza osoby które widziały dwa najdłuższe zwiastuny filmowe, w sumie poznały już cały scenariusz. Niestety to również mocno podkopało całość filmu.
Gra aktorska w filmie wypada porządnie, nawet lepiej niż porządnie. Jednak i tu brak wielkich zaskoczeń czy rewelacji. Co prawda nie idzie się do żadnego z aktorów czy aktorek jakoś szczególnie przyczepić, poza faktem że potrafią oni lepiej zagrać. Brakowało mi tu bardzo takiej fenomenalnej gry aktorskiej u Deppa i Bale, jaką pokazali pierwszy w „Marzycielu” a drugi w „Equilibrium”. Co prawda tamte filmy należały do zgoła innych gatunków, jednak obaj aktorzy pokazali właśnie w tych produkcjach, na co naprawdę ich stać. Jeśli idzie o grę aktorską to w całości wyróżniała się jedynie kreacja Marion Cotillard, która wcieliła się w najważniejszą dziewczynę Johnego Dilingera. Jej postać była pełna życia, rozterek, czułości – po prostu ludzka. Świetnie potrafiła zagrać tutaj mimiką twarzy, zresztą tak samo jak Depp, choć w ogólnym rozrachunku, panna Cotillard tu wygrała. Jak widać, znów mogło być lepiej, jednak źle nie jest.
Źle, a czasem tragicznie, wypadło to, co w tym filmie powinno wypaś genialnie – zdjęcia. Tym razem eksperyment z kamerą cyfrową HD, kompletnie się nie sprawdził. Mimo iż ujęcia są nawet dobre, to jakość po prostu dobijała. Za jaskrawe, za kolorowe, wręcz czasami za mało realne. Do tego niejednokrotnie były zbyt chaotyczne, co w efekcie powodowało zniecierpliwienie u widza, zamiast ciekawości. Montaż również się nie popisał. W kilkunastu miejscach było rozmycie kadru, gdy następował przeskok z jednego ujęcia do drugiego. Co prawda były to krótkie momenty, jednak o tyle drażniące, gdyż potrafiły dziać się podczas głównej akcji. Jedyną zaletą zastosowania w tym filmie kamery cyfrowej, jest jakość dźwięku. Nigdy jeszcze w kinie nie słyszałem tak przejrzystej ścieżki odgłosów otoczenia. Kroki butów na chodniku, cudownie brzmiące odgłosy wystrzałów czy dźwięku silnika, ale przede wszystkim całkowita płynność kwestii wypowiadanych przez aktorów. Połączywszy to z bardzo miłą i nastrojową muzyką, dostajemy cudowne tło audio. Kolejnym plusem, to efekty pirotechniczne i stroje. Są naprawdę dobre, przejrzyste, a co do ubiorów po prostu oddają klimat tamtych lat. Jednak zbyt ostre kolory niszczą ich naturalność.
Ostatecznie jednak mimo tylu niedociągnięć oraz potknięć, film można zobaczyć choć raz. Każdy kto lubi kino gangsterskie, bardziej nawiązujące do faktografii lat 30-stych Ameryki, powinien czuć się zadowolony. Inni również, choć zależy to od gustu. Co prawda zdjęcia dobijają czasem, jednak na małym ekranie telewizora, nie powinno to aż tak przeszkadzać. Nie można tu liczyć oczywiście na wzniosłość jaką Mann zaprezentował nam w „Gorączce”, jednak dał na tyle solidny i strawny produkt, że zakropiony lampką czerwonego, wytrawnego wina, powinien smakować przyzwoicie.
OCENA 6,5/10