13-01-2011 11:04
TRON Legacy
W działach: Film | Odsłony: 16
Kiedy w roku 1982 na ekrany kin wszedł TRON, ludzie poznali zupełnie nowy wymiar kina. Oszałamiające efekty specjalne, świetny scenariusz oraz dobra gra aktorska były największymi atutami produkcji. O ironio film nie doczekał się nominacji do Oskara za efekty specjalne, gdyż Akademia Filmowa uznała użycie komputera za oszustwo. Dziś dla większości osób jest nie do pomyślenia aby film akcji nie był przesiąknięty sztucznymi eksplozjami i nierealnymi popisami kaskaderskimi. Dlatego siłą napędową TRON Legacy miały być właśnie komputerowe efekty specjalne i wyszło to naprawdę wyśmienicie, niestety twórcy zapomnieli o wielu innych ważnych dla filmu sprawach.
Fabuła zaczyna się niedługo po wydostaniu się Kevina Flynn'a (Jeff Bridges) z komputerowej Sieci. Wynosi on swoją firmę na szczyt, jednocześnie w tajemnicy przed wszystkimi powracając do wirtualnego świata, aby tam zbudować utopijny raj. Pewnego dnia przepada bez śladu pozostawiając jako dziedzica swego finansowego imperium nastoletniego syna, Sama. 22 lata później Sam dostaje wiadomość od ojca, przekazaną mu przez starego przyjaciela rodziny. Dzięki temu natrafia na sekretne laboratorium i niechcący przenosi się do Sieci, którą zbudował jego ojciec wraz z dwoma swymi pomocnikami – Tronem oraz Clu. Niestety nie jest to raj, a brutalna metropolia, którą żądzą takie same zasady jak na Ziemi.
Jak widać, fabułą nic odkrywczego nie wnosi. W zasadzie idzie przewidzieć dosłownie każdy ruch akcji w produkcji, tak więc nie zaskoczy ona widza dosłownie niczym. Na dokładkę gra aktorska również nie powala. Jest poprawna, ale nic więcej. Po tej klasie aktorów spodziewałem się czegoś więcej niż tylko porządnego wypowiedzenia kwestii i w przypadku pań, ponętnego stylu poruszania się. Jednak dużą winą za taki stan rzeczy należy obarczyć scenariusz, gdyż właśnie jego płytkość oraz zbytnia prostota, powodują wyżej wymienione błędy, a raczej braki.
Zupełnie inaczej sprawa wygląda z techniczną częścią filmu. Tutaj widzowie otrzymali istne dzieło sztuki. Po pierwsze genialnym wręcz pomysłem jest zastosowanie obrazu 2D w przypadku scen dziejących się w naszym świecie oraz 3D kiedy akcja zostaje przeniesiona do Sieci. Nadaje to całości niejako nuty realizmu i świetnie rozwarstwia prawdziwe życie od cybernetycznej fikcji. Samo 3D jest również bardzo dobre, co szczególnie widać w scenach batalistycznych oraz pokazujących plenery czy samo miasto. Siedząc blisko ekranu, widz nieraz ma odruch aby uchylić się przed czymś co nas "mija" czy "spada". Kolejnym olbrzymim atutem są same efekty komputerowe jak i kostiumy. Zwłaszcza to drugie przykuwa uwagę. Spoglądając na ubranie postaci, ma się naprawdę wrażenie że przepływa przez nie energia. Do tego rewelacyjnie wypada motyw jaskrawych świateł błękitu, pomarańczu i czerwieni wkomponowanych w czarne lub białe tła. Dostajemy wtedy istną kanonadę pokazów świetlnych, co sprawia że naprawdę w trakcie seansu jesteśmy w filmowej Sieci. Warto jeszcze wspomnieć o cyfrowym odmłodzeniu twarzy Jeffa Bridgesa, który wciela się zarówno w postać Kevina Flynna jak i Clu. Dużo osób wypowiadało się bardzo negatywnie na ten temat, twierdzą, że aż bije to sztucznością, ja natomiast czegoś takiego nie doświadczyłem. Zabieg "odmładzający" wypadł rewelacyjnie i naprawdę nie wiem gdzie ludzie widzieli sztuczność rysów twarzy u aktora. Wyglądała jak żywa i szczerze, prędzej uwierzyłbym, że odpowiadają za to charakteryzatorzy niż grafik komputerowy.
Na koniec warto powiedzieć o muzyce. Brzmi ona w całym filmie idealnie, jednak pozbawiona obrazu, również potrafi przenieś w świat cyfrowej fikcji. Sama nuta nieraz jest bardzo ciężka, łącząca w sobie płynnie muzykę elektroniczną z typową filmową symfonią. Daje to wręcz piorunujący efekt, który potrafi na stałe wryć się w pamięć widza, oczywiście w pozytywnym aspekcie. Trzeba przyznać, że ścieżka dźwiękowa w połączeniu z oszałamiającymi efektami komputerowymi buduje wspaniały klimat.
Ostatecznie mimo wspaniałych fajerwerków komputerowych, scenografii jak i kostiumów, film potrafił mnie miejscami mocno wynudzić. A winą tutaj jest obarczony wspominany wcześniej scenariusz. Samo zakończenie też nie powaliło i dało je się przewidzieć jeszcze nim minęła połowa filmu, który do krótkich nie należy bo trwa aż dwie i pół godziny. Jednak śmiało mogę polecić tą produkcję wszystkim fanom kina SF oraz dobrej, nie wymagającej, rozrywki. TRON Legacy to bardzo miły wizualnie film, w sam raz na relaks po ciężkim dniu, który umiejętnie zabierze nas w cyfrowy świat świateł oraz dysków.
OCENA 7,5/10
Fabuła zaczyna się niedługo po wydostaniu się Kevina Flynn'a (Jeff Bridges) z komputerowej Sieci. Wynosi on swoją firmę na szczyt, jednocześnie w tajemnicy przed wszystkimi powracając do wirtualnego świata, aby tam zbudować utopijny raj. Pewnego dnia przepada bez śladu pozostawiając jako dziedzica swego finansowego imperium nastoletniego syna, Sama. 22 lata później Sam dostaje wiadomość od ojca, przekazaną mu przez starego przyjaciela rodziny. Dzięki temu natrafia na sekretne laboratorium i niechcący przenosi się do Sieci, którą zbudował jego ojciec wraz z dwoma swymi pomocnikami – Tronem oraz Clu. Niestety nie jest to raj, a brutalna metropolia, którą żądzą takie same zasady jak na Ziemi.
Jak widać, fabułą nic odkrywczego nie wnosi. W zasadzie idzie przewidzieć dosłownie każdy ruch akcji w produkcji, tak więc nie zaskoczy ona widza dosłownie niczym. Na dokładkę gra aktorska również nie powala. Jest poprawna, ale nic więcej. Po tej klasie aktorów spodziewałem się czegoś więcej niż tylko porządnego wypowiedzenia kwestii i w przypadku pań, ponętnego stylu poruszania się. Jednak dużą winą za taki stan rzeczy należy obarczyć scenariusz, gdyż właśnie jego płytkość oraz zbytnia prostota, powodują wyżej wymienione błędy, a raczej braki.
Zupełnie inaczej sprawa wygląda z techniczną częścią filmu. Tutaj widzowie otrzymali istne dzieło sztuki. Po pierwsze genialnym wręcz pomysłem jest zastosowanie obrazu 2D w przypadku scen dziejących się w naszym świecie oraz 3D kiedy akcja zostaje przeniesiona do Sieci. Nadaje to całości niejako nuty realizmu i świetnie rozwarstwia prawdziwe życie od cybernetycznej fikcji. Samo 3D jest również bardzo dobre, co szczególnie widać w scenach batalistycznych oraz pokazujących plenery czy samo miasto. Siedząc blisko ekranu, widz nieraz ma odruch aby uchylić się przed czymś co nas "mija" czy "spada". Kolejnym olbrzymim atutem są same efekty komputerowe jak i kostiumy. Zwłaszcza to drugie przykuwa uwagę. Spoglądając na ubranie postaci, ma się naprawdę wrażenie że przepływa przez nie energia. Do tego rewelacyjnie wypada motyw jaskrawych świateł błękitu, pomarańczu i czerwieni wkomponowanych w czarne lub białe tła. Dostajemy wtedy istną kanonadę pokazów świetlnych, co sprawia że naprawdę w trakcie seansu jesteśmy w filmowej Sieci. Warto jeszcze wspomnieć o cyfrowym odmłodzeniu twarzy Jeffa Bridgesa, który wciela się zarówno w postać Kevina Flynna jak i Clu. Dużo osób wypowiadało się bardzo negatywnie na ten temat, twierdzą, że aż bije to sztucznością, ja natomiast czegoś takiego nie doświadczyłem. Zabieg "odmładzający" wypadł rewelacyjnie i naprawdę nie wiem gdzie ludzie widzieli sztuczność rysów twarzy u aktora. Wyglądała jak żywa i szczerze, prędzej uwierzyłbym, że odpowiadają za to charakteryzatorzy niż grafik komputerowy.
Na koniec warto powiedzieć o muzyce. Brzmi ona w całym filmie idealnie, jednak pozbawiona obrazu, również potrafi przenieś w świat cyfrowej fikcji. Sama nuta nieraz jest bardzo ciężka, łącząca w sobie płynnie muzykę elektroniczną z typową filmową symfonią. Daje to wręcz piorunujący efekt, który potrafi na stałe wryć się w pamięć widza, oczywiście w pozytywnym aspekcie. Trzeba przyznać, że ścieżka dźwiękowa w połączeniu z oszałamiającymi efektami komputerowymi buduje wspaniały klimat.
Ostatecznie mimo wspaniałych fajerwerków komputerowych, scenografii jak i kostiumów, film potrafił mnie miejscami mocno wynudzić. A winą tutaj jest obarczony wspominany wcześniej scenariusz. Samo zakończenie też nie powaliło i dało je się przewidzieć jeszcze nim minęła połowa filmu, który do krótkich nie należy bo trwa aż dwie i pół godziny. Jednak śmiało mogę polecić tą produkcję wszystkim fanom kina SF oraz dobrej, nie wymagającej, rozrywki. TRON Legacy to bardzo miły wizualnie film, w sam raz na relaks po ciężkim dniu, który umiejętnie zabierze nas w cyfrowy świat świateł oraz dysków.
OCENA 7,5/10