12-01-2011 21:40
Kriss De Valnor: Nie zapominam o niczym!
W działach: Komiks | Odsłony: 70
Jest to pierwszy zeszyt poświęcony osobie Kriss de Valnor, która czytelnikom przygód Thorgala jest doskonale znana. W serii "Thorgal" po raz pierwszy natknęliśmy się na tą postać w albumie "Łucznicy", gdzie wraz z swym towarzyszem Sigwaldem 'Poparzeńcem', brała udział w lokalnym turnieju łuczniczym trudniąc się jednocześnie rabunkiem. Kriss zawsze była oznaką kłopotów dla mężnego wikinga i jego rodziny, choć ostatecznie poświeciła swe życie ratując ich z rąk rzymian. W tym właśnie momencie zaczyna się historia zawarta w spin-offie, poświęconym młodości Kriss de Valnor.
Nasza bohaterka budzi się w pałacu bogini Freyi, królowej valkirii, które zbierają z pola bitwy poległych wojowników. Niestety sprawa z Kriss wygląda zupełnie inaczej, co sprawia bogini nie lada łamigłówkę do rozwiązania. Z jednej strony ma przed sobą kobietę okrutną, dbającą tylko o siebie oraz mordującą bez litości dla zysku i złota. Do tego przez niemal całe swe życie zatruwała ona spokój rodzinie Thorgala, jak i jemu samemu, kochając go swoją zaborczą choć wierną miłością, jednocześnie nienawidząc z całego serca Aarici. Mimo to w swym ostatnim czynie poświęciła się aby uratować potomka Gwiezdnego Ludu i jego rodzinę. Freya każe jej więc opowiedzieć losy jakie dotknęły Kriss nim spotkała Thorgala, jednocześnie mając przekonać boginię do tego, aby ulitowała się nad duszą zabójczyni.
Tak zaczyna się początek opowieści o pięciu latach z życia Kriss de Valnor oraz jej towarzysza Sigwalda. Czemu pięciu? Gdyż pierwszy tom spin-offu zaczyna się kiedy Kriss ma trzynaście lat, natomiast w zeszycie Łucznicy, ta dzielna jak i okrutna najemniczka jest już dorosłą osiemnastoletnią kobietą. "Nie zapominam o niczym!" opowiada o trzech rzeczach, z którymi już wcześniej czytelnik miał do czynienia. Po pierwsze wątek opuszczenia domu przez młodziutką Kriss, o czym napomniano w zeszycie "Ja, Jolan". Jest on bardzo mocno rozwinięty i zajmuje niemal połowę tomu. W sumie niewiele nowego z niego się dowiemy, gdyż o większości tych wydarzeń już napomknięto pobieżnie w starszych tomach, jak i można było się domyślić samemu wielu rzeczy, wiernie śledząc serię o Thorgalu. Mimo to całość jest napisana bardzo ciekawie dzięki czemu nie natrafimy tutaj na jakieś zastoje czy nudę.
Pozostałe dwa przypadki zapisują drugą połowę albumu i są ze sobą ściśle powiązane oraz zupełnie nowe. Pierwszym z nich jest spotkanie Kriss oraz Sigwalda i nawiązanie współpracy, która zaowocuje ich szczerą przyjaźnią o czym też czytaliśmy w tomie "Łucznicy". Jednocześnie w toku wydarzeń czytelnik dowie się sporo o przeszłości samego Sigwalda jak i uzyska odpowiedź na pytanie dlaczego zyskał on przydomek 'Poparzeniec', co z pewnością nurtowało od lat czytelników serii. Trzeba przyznać, że historia tej postaci jest naprawdę bardzo interesująca, a co najważniejsze motywami oraz klimatem nawiązuje mocno do starych albumów o przygodach Thorgala. Widać wyraźnie, że Sente jako scenarzysta zdecydowanie lepiej sobie radzi bez nadzoru Rosińskiego, w pełni dając się porwać atmosferze północy by móc rozwinąć skrzydła. Wszystkie postacie jakie spotkamy w tym zeszycie są wyraziste, dialogi ciekawe a cała fabuła składna i świetnie wpasowująca się w serię o "Thorgalu".
Co zaś się tyczy kreski, to zdecydowanie bardziej mi się ona podoba niż ta, którą obecnie prezentuje Rosiński. Giulio de Vita, odpowiadający za część plastyczną w spin-offie, pięknie nawiązuje do stylu z pierwszych tomów serii, jednocześnie zachowując sporą dozę oryginalności i poczucia niezależności. Widać wyraźnie, że to co rysuje jest jego, że nie jest to kopia, a jego swoisty styl. W połączeniu z świetnymi dialogami Sente, czytelnicy otrzymali naprawdę genialną mini serię, która przytłoczyła pod każdym kątem główną oś cyklu przygód dzielnego Dziecka z Gwiazd. Mam szczerą nadzieję, że zbliżający się spin-off o Louve, jak i kolejne tomy opowieści o brutalnym dzieciństwie Kriss de Valnor utrzymają obecny poziom. Może dzięki temu Rosiński przejrzy na oczy i da większe pole do popisu Sente przy pracach nad następnymi tomami przygód Jolana oraz Thorgala.
Ocena 8,5/10
Nasza bohaterka budzi się w pałacu bogini Freyi, królowej valkirii, które zbierają z pola bitwy poległych wojowników. Niestety sprawa z Kriss wygląda zupełnie inaczej, co sprawia bogini nie lada łamigłówkę do rozwiązania. Z jednej strony ma przed sobą kobietę okrutną, dbającą tylko o siebie oraz mordującą bez litości dla zysku i złota. Do tego przez niemal całe swe życie zatruwała ona spokój rodzinie Thorgala, jak i jemu samemu, kochając go swoją zaborczą choć wierną miłością, jednocześnie nienawidząc z całego serca Aarici. Mimo to w swym ostatnim czynie poświęciła się aby uratować potomka Gwiezdnego Ludu i jego rodzinę. Freya każe jej więc opowiedzieć losy jakie dotknęły Kriss nim spotkała Thorgala, jednocześnie mając przekonać boginię do tego, aby ulitowała się nad duszą zabójczyni.
Tak zaczyna się początek opowieści o pięciu latach z życia Kriss de Valnor oraz jej towarzysza Sigwalda. Czemu pięciu? Gdyż pierwszy tom spin-offu zaczyna się kiedy Kriss ma trzynaście lat, natomiast w zeszycie Łucznicy, ta dzielna jak i okrutna najemniczka jest już dorosłą osiemnastoletnią kobietą. "Nie zapominam o niczym!" opowiada o trzech rzeczach, z którymi już wcześniej czytelnik miał do czynienia. Po pierwsze wątek opuszczenia domu przez młodziutką Kriss, o czym napomniano w zeszycie "Ja, Jolan". Jest on bardzo mocno rozwinięty i zajmuje niemal połowę tomu. W sumie niewiele nowego z niego się dowiemy, gdyż o większości tych wydarzeń już napomknięto pobieżnie w starszych tomach, jak i można było się domyślić samemu wielu rzeczy, wiernie śledząc serię o Thorgalu. Mimo to całość jest napisana bardzo ciekawie dzięki czemu nie natrafimy tutaj na jakieś zastoje czy nudę.
Pozostałe dwa przypadki zapisują drugą połowę albumu i są ze sobą ściśle powiązane oraz zupełnie nowe. Pierwszym z nich jest spotkanie Kriss oraz Sigwalda i nawiązanie współpracy, która zaowocuje ich szczerą przyjaźnią o czym też czytaliśmy w tomie "Łucznicy". Jednocześnie w toku wydarzeń czytelnik dowie się sporo o przeszłości samego Sigwalda jak i uzyska odpowiedź na pytanie dlaczego zyskał on przydomek 'Poparzeniec', co z pewnością nurtowało od lat czytelników serii. Trzeba przyznać, że historia tej postaci jest naprawdę bardzo interesująca, a co najważniejsze motywami oraz klimatem nawiązuje mocno do starych albumów o przygodach Thorgala. Widać wyraźnie, że Sente jako scenarzysta zdecydowanie lepiej sobie radzi bez nadzoru Rosińskiego, w pełni dając się porwać atmosferze północy by móc rozwinąć skrzydła. Wszystkie postacie jakie spotkamy w tym zeszycie są wyraziste, dialogi ciekawe a cała fabuła składna i świetnie wpasowująca się w serię o "Thorgalu".
Co zaś się tyczy kreski, to zdecydowanie bardziej mi się ona podoba niż ta, którą obecnie prezentuje Rosiński. Giulio de Vita, odpowiadający za część plastyczną w spin-offie, pięknie nawiązuje do stylu z pierwszych tomów serii, jednocześnie zachowując sporą dozę oryginalności i poczucia niezależności. Widać wyraźnie, że to co rysuje jest jego, że nie jest to kopia, a jego swoisty styl. W połączeniu z świetnymi dialogami Sente, czytelnicy otrzymali naprawdę genialną mini serię, która przytłoczyła pod każdym kątem główną oś cyklu przygód dzielnego Dziecka z Gwiazd. Mam szczerą nadzieję, że zbliżający się spin-off o Louve, jak i kolejne tomy opowieści o brutalnym dzieciństwie Kriss de Valnor utrzymają obecny poziom. Może dzięki temu Rosiński przejrzy na oczy i da większe pole do popisu Sente przy pracach nad następnymi tomami przygód Jolana oraz Thorgala.
Ocena 8,5/10