26-02-2011 10:11
G.I. Joe: Czas Kobry
W działach: Film | Odsłony: 50
Najnowszy film o „Prawdziwych amerykańskich bohaterach”, którzy walczą ze złem i występkiem, inspirowany linią zabawek firmy Habsro, całkiem porządnie radzi sobie w kinach. Co więcej, można rzec że zbiera silny aplauz. Wiele było spekulacji na temat, czy twórcą uda się przenieść plastikowe postacie z kreskówki na obraz aktorski, jednak na szczęście Stephen Sommers i jego dzielna ekipa, wywiązali się z zadania obronną ręką. A co na to wskazuje? Po prostu stworzyli szalone kino akcji, z ładnym plastikiem i minimalną ilością amerykańskiego patosu.
Fabuła filmu mocno odbiega od serii animowanej i jedynej pełnometrażowej kreskówki „Akcja G.I. Joe” z roku 1987. Obecnie organizacja terrorystyczna ‘Kobra’ Jeszcze nie powstała. W filmie mamy reżyserską wizję jej powstania, narodzin Cobra Comander i Destro, jak i pierwsze starcie tej jednostki z siłami G.I. Joe. Co więcej twórcy zmienili też nieco kilka postaci, jak Barroness, którą zagrałam Sienna Miller. Otóż w przeciwieństwie do wersji animowanej, tutaj Barroness zna bardzo dobrze Duka, który jeszcze nie należy do G.I. Joe. Dodatkowe zmiany to samo ‘narodzenie’ się Cobra Commandera, przeszłość większości postaci w filmie oraz braki znacznej ilości innych dobrych czy złych charakterów. Zważywszy iż Hasbro stworzyło ich dziesiątki, nie dziwota, że nie udało się wrzucić wszystkich, choć ci najważniejsi są. Mimo licznych zmian w stosunku do serialu, a już na pewno krytycznych zmian jeśli idzie o film z 1987, obraz Stephena Sommersa ogląda się bardzo dobrze. Różnice nie rażą, a wręcz wychodzą na plus, bo dostaliśmy w końcu obraz w którym ‘Kobra’, nie dostaje tylko po tyłku.
Jeśli idzie o sam scenariusz to jest on prosty jak konstrukcja cepa, o ile nie prostszy. Mamy obecne czasy. Jednostka NATO, przewożąca super nowoczesne głowice bojowe, wpada w pułapkę, z której ratuje ich oddział super komandosów. Głowice jak i niedobitki konwoju zostają przewiezione do podziemnej bazy G.I. Joe, znajdującej się pod piaskami Sahary. Jednak tajemnicza organizacja imieniem Kobra, atakuje ich znienacka i kradnie super broń. Zaczyna się wyścig z czasem oraz nowym, świetnie wyszkolonym, wrogiem.
Fabuła w wielu miejscach jest tak silnie przewidywalna, że widz może wręcz wypowiedzieć kwestie przed aktorem. To spora wada, jednak nie zapominajmy, że taką cechą charakteryzowała się od zawsze seria animowana. W końcu tutaj idzie się głównie oglądać eksplozje. Mimo to scenariusz nie razi za mocno, dzięki dość częstym wstawkom humorystycznym oraz małej ilości patosu. W efekcie dostajemy film na którym co chwila coś się dzieje i nieraz wybuchamy śmiechem.
Jeśli zaś idzie o wspomniana wizję wizualną to tutaj należy się gorący aplauz. Stroje postaci, są niemal jak z kreskówki, mimo znaczących różnic, to i tak wypadają świetnie. Co prawda nie podobało mi się to że w masce Snake Eye zrobiono sztuczne usta, jednak ten błąd aż tak nie raził. Ciekawie prezentowały się skafandry przyśpieszające, miało się wrażenie że gra się przez chwile w grę „Crisis”. Efekty wystrzałów i zniszczeń z broni emitującej strumień fali dźwiękowej, również wypadły genialnie. Jednak to co przykuło najbardziej mój wzrok, to wielka bitwa podwodna, pod lodami Arktyki. Czegoś takiego na dużym ekranie jeszcze nie widziałem. Naprawdę spece od efektów komputerowych świetnie się spisali, tworząc choćby samą bazę podwodną Destro, ale to co stworzyli w walce, było naprawdę piękne. Szkoda tylko że niemożliwe, gdyż potrzaskano tam wiele praw fizyki. Pierwszy raz w życiu widziałem jak tonie lód, no ale w Ameryce w końcu wszystko jest możliwe. Zwłaszcza w filmie.
Same zdjęcia oraz montaż również wypadły przyzwoicie. Pewnie głównie dla tego że dość często był pokazany efekt zwolnienia czasu. Zrobiło to w całości fajny klimat podczas pojedynków. Jakość zdjęć też jest wysoka i płynnie współgra z wizjami speców od efektów komputerowych. Co prawda nieraz widać aż za jaskrawo jak komputerowe wizje wyróżniają się na tle prawdziwego otoczenia, jednak da się to przełknąć. Muzyka jest kolejnym plusem filmu. Szybka, wartka i przyjemna. Dobrze brzmi zarówno w samym filmie jak i poza nim. Nie ma tu jakiś fałszywych nut czy przełomów, jednak dostaliśmy kawał porządnego produktu w solidnej oprawie.
Jak należy więc ocenić ten film? Mimo wielu zalet, jest to kino zdecydowanie dla męskiej widowni, która chce od stresować się po ciężkim dniu i po prostu cieszyć oko eksplozjami i scenami batalistycznymi. Na pewno nie wysilimy się na obrazie Sommersa, ani odrobinkę, jednak wyjdziemy rozbawieni. Natomiast dzieciaki z pewnością będą film przeżywały z wypiekami na twarzy.
Tak więc, nie pozostaje mi nic innego jak rzec „Yo Joe!”.
OCENA - 7/10 (z przymrużeniem oka)
Fabuła filmu mocno odbiega od serii animowanej i jedynej pełnometrażowej kreskówki „Akcja G.I. Joe” z roku 1987. Obecnie organizacja terrorystyczna ‘Kobra’ Jeszcze nie powstała. W filmie mamy reżyserską wizję jej powstania, narodzin Cobra Comander i Destro, jak i pierwsze starcie tej jednostki z siłami G.I. Joe. Co więcej twórcy zmienili też nieco kilka postaci, jak Barroness, którą zagrałam Sienna Miller. Otóż w przeciwieństwie do wersji animowanej, tutaj Barroness zna bardzo dobrze Duka, który jeszcze nie należy do G.I. Joe. Dodatkowe zmiany to samo ‘narodzenie’ się Cobra Commandera, przeszłość większości postaci w filmie oraz braki znacznej ilości innych dobrych czy złych charakterów. Zważywszy iż Hasbro stworzyło ich dziesiątki, nie dziwota, że nie udało się wrzucić wszystkich, choć ci najważniejsi są. Mimo licznych zmian w stosunku do serialu, a już na pewno krytycznych zmian jeśli idzie o film z 1987, obraz Stephena Sommersa ogląda się bardzo dobrze. Różnice nie rażą, a wręcz wychodzą na plus, bo dostaliśmy w końcu obraz w którym ‘Kobra’, nie dostaje tylko po tyłku.
Jeśli idzie o sam scenariusz to jest on prosty jak konstrukcja cepa, o ile nie prostszy. Mamy obecne czasy. Jednostka NATO, przewożąca super nowoczesne głowice bojowe, wpada w pułapkę, z której ratuje ich oddział super komandosów. Głowice jak i niedobitki konwoju zostają przewiezione do podziemnej bazy G.I. Joe, znajdującej się pod piaskami Sahary. Jednak tajemnicza organizacja imieniem Kobra, atakuje ich znienacka i kradnie super broń. Zaczyna się wyścig z czasem oraz nowym, świetnie wyszkolonym, wrogiem.
Fabuła w wielu miejscach jest tak silnie przewidywalna, że widz może wręcz wypowiedzieć kwestie przed aktorem. To spora wada, jednak nie zapominajmy, że taką cechą charakteryzowała się od zawsze seria animowana. W końcu tutaj idzie się głównie oglądać eksplozje. Mimo to scenariusz nie razi za mocno, dzięki dość częstym wstawkom humorystycznym oraz małej ilości patosu. W efekcie dostajemy film na którym co chwila coś się dzieje i nieraz wybuchamy śmiechem.
Jeśli zaś idzie o wspomniana wizję wizualną to tutaj należy się gorący aplauz. Stroje postaci, są niemal jak z kreskówki, mimo znaczących różnic, to i tak wypadają świetnie. Co prawda nie podobało mi się to że w masce Snake Eye zrobiono sztuczne usta, jednak ten błąd aż tak nie raził. Ciekawie prezentowały się skafandry przyśpieszające, miało się wrażenie że gra się przez chwile w grę „Crisis”. Efekty wystrzałów i zniszczeń z broni emitującej strumień fali dźwiękowej, również wypadły genialnie. Jednak to co przykuło najbardziej mój wzrok, to wielka bitwa podwodna, pod lodami Arktyki. Czegoś takiego na dużym ekranie jeszcze nie widziałem. Naprawdę spece od efektów komputerowych świetnie się spisali, tworząc choćby samą bazę podwodną Destro, ale to co stworzyli w walce, było naprawdę piękne. Szkoda tylko że niemożliwe, gdyż potrzaskano tam wiele praw fizyki. Pierwszy raz w życiu widziałem jak tonie lód, no ale w Ameryce w końcu wszystko jest możliwe. Zwłaszcza w filmie.
Same zdjęcia oraz montaż również wypadły przyzwoicie. Pewnie głównie dla tego że dość często był pokazany efekt zwolnienia czasu. Zrobiło to w całości fajny klimat podczas pojedynków. Jakość zdjęć też jest wysoka i płynnie współgra z wizjami speców od efektów komputerowych. Co prawda nieraz widać aż za jaskrawo jak komputerowe wizje wyróżniają się na tle prawdziwego otoczenia, jednak da się to przełknąć. Muzyka jest kolejnym plusem filmu. Szybka, wartka i przyjemna. Dobrze brzmi zarówno w samym filmie jak i poza nim. Nie ma tu jakiś fałszywych nut czy przełomów, jednak dostaliśmy kawał porządnego produktu w solidnej oprawie.
Jak należy więc ocenić ten film? Mimo wielu zalet, jest to kino zdecydowanie dla męskiej widowni, która chce od stresować się po ciężkim dniu i po prostu cieszyć oko eksplozjami i scenami batalistycznymi. Na pewno nie wysilimy się na obrazie Sommersa, ani odrobinkę, jednak wyjdziemy rozbawieni. Natomiast dzieciaki z pewnością będą film przeżywały z wypiekami na twarzy.
Tak więc, nie pozostaje mi nic innego jak rzec „Yo Joe!”.
OCENA - 7/10 (z przymrużeniem oka)