» Blog » Avatar
13-01-2011 18:31

Avatar

W działach: Film | Odsłony: 40

Avatar
James Cameron powrócił po dwunastu latach na wielki ekran. O „Avatarze” pisano już dużo podczas jego realizacji, kampania reklamowa była gigantyczna, a do sieci w sumie nic nie wyciekło przed emisją oficjalnych zwiastunów. Sam reżyser powiedział, że zrobił film, który pokona jego dotychczasowe arcydzieło, czyli „Titanica”. Słowa zuchwałe, bo jak wiadomo, „Titanic” zarobił astronomiczną sumę.. Czy rzeczywiście Cameronowi się to udało? Czy faktycznie nastała nowa era w technice kręcenia filmów? A najważniejsze, czy pokona dotychczasowego czempiona, który od ponad dekady twardo stoi na podium? W sumie ciężko odpowiedzieć na te trzy pytania, ale jedno jest pewne – „Avatar” to naprawdę przykład nowej wizja kina.

Idźmy jednak po kolei, zagłębiając się w magiczny świat Camerona, zwany Pandorą. Od pierwszej sceny zachwyciły mnie pejzaże. Niby wiedziałem, że stworzył je komputer, oglądałem przecież zwiastuny, ale mimo to szczęka mi opadła na widok gigantycznej dżungli, jaka nagle się przede mną rozpostarła. Takiego efektu jeszcze nigdy w kinie nie widziałem. Po prostu wszystko to, co rozciągało się przed moimi oczyma, było pełne życia. Każde drzewo, kwiat, ptak czy jaszczurka miały w sobie życie. Jakby naprawdę istniały. Wszystko to już od samego początku spotęgowała, niewyobrażalnie mocno, technologia 3D. Miałem ochotę, a raczej starałem się, dotknąć tego, co było przede mną. Zajrzeć pod jakiś wystający kamień, chwycić czyjąś rękę, odgarnąć zasłaniające mi widok liście. Gdyby na sali kinowej był przeciąg, chyba uznałbym go za wiatr i naprawdę uwierzył, że jestem na Pandorze. Efekty wizualne, a zwłaszcza trójwymiarowość, to mistrzostwo. Cameron pokazał nam prawdziwą rewolucję w tej materii. Całkowicie nowa wizja techniki komputerowej oraz efektów specjalnych. Jak dla mnie tak naprawdę dopiero dzięki „Avatarowi” technologia 3D faktycznie się narodziła. Po raz pierwszy nie tylko żyłem światem, który widziałem, ja wręcz w nim żyłem. On mnie otaczał. Coś niesamowitego.

Jeśli chodzi o Na’vi, czyli błękitnych tubylców Pandory, jedna rzecz przykuła od razu moją uwagę. Oczy – żywe, pełne charakteru i uczuć. Po prostu miały duszę. Zresztą jak każde komputerowo wygenerowane stworzenie w „Avatarze”. Postarano się, aby te wszystkie fantastyczne zwierzęta, zamieszkujące ów baśniowy świat, stały się dla widza niemal realne. Widać wyraźnie, iż dużo pracy włożono w ich anatomię. Nie są kopiami ziemskich stworzeń, są czymś zupełnie nowym, odmiennym, a jednocześnie ich budowa nie jest pozbawiona sensu. Kończąc wywód o świecie Pandory, trzeba zwrócić uwagę na pewną bardzo istotną rzecz. Mianowicie dżungla zupełnie inaczej prezentuje się za dnia niż w nocy. Gdy świeci słońce, widzimy majestatyczny las, potężne drzewa, wspaniałe góry, wszystko skąpane w oceanie zieleni. Jednak gdy tylko nastanie ciemność, cały las zamienia się w kakofonię luminescencyjnych barw, niemal oślepiających swym blaskiem. Kwiaty błyszczą różnymi kolorami, mchy i porosty okrywające gałęzie drzew zaczynają tlić się zielonkawą poświatą, która wręcz promieniuje, gdy bohaterowie dotykają roślin. Po prostu coś oszałamiającego. W tym momencie Pandora już całkowicie wsysa widza do swego wnętrza.

Kolejnym wręcz monstrualnym plusem i krokiem milowym w tej dziedzinie są bitwy. To, co zaprezentowano w zwiastunach, jest tylko kroplą w morzu. Co prawda, nie mamy w samym filmie jakichś wyjątkowo długich bitew czy natłoku potyczek, jednak to, co prezentuje Cameron, wgniata w fotel. Zwinne śmigłowce przemykają pomiędzy zawieszonymi w powietrzu skałami. Gigantyczne bombowce błyszczą w promieniach słońca, zaś stalowe mechy bojowe wręcz rażą swoją siłą. Co lepsze, gdy to wszystko widzimy, w wielu momentach jesteśmy przekonani, że mamy do czynienia z prawdziwymi maszynami. Natomiast podczas walk, gdy pociski smugowe latają we wszystkie strony, widz niejednokrotnie chce schować się za fotel, aby uniknąć serii. Czegoś takiego dotąd w kinie nie było.

Następnym plusem jest gra aktorska. Nie mam tu tylko na myśli aktorów grających postacie ludzkie, ale przede wszystkim tych, którzy wcielili się w postacie Na’vi. Było to niesłychanie trudne, ale wszyscy, co do jednego, zasłużyli na oklaski. Szczególne zaś wiwaty należą się Zoe Saldanie, która gra Neytiri – księżniczkę plemienia Na’vi, z którym styka się nasz główny bohater. Stworzyła ona wręcz doskonały duet z Samem Worthingtonem, odtwarzającym postać Jake`a Sullego. Oboje mieli bardzo trudne zadanie do wykonania, ale wywiązali się z niego kapitalnie. Tuż koło nich rysowała się wyraźnie inna postać, pułkownika Quaritcha, którą odegrał Stephen Lang. Zrobił to równie świetnie, ukazując nam twardego, opanowanego i chłodno kalkującego dowódcę, który postawił sobie za cel wykończenie rdzennych mieszkańców Pandory, jeśli wejdą mu w drogę. Gdy słyszy się jego kwestię, znaną już ze zwiastunów: „Panie i Panowie, nie jesteście już w Kansas. Witajcie na Pandorze”, od razu pojmuje się nie tylko mocny charakter pułkownika, ale i docenia mistrzostwo Camerona.

Jednak to mistrzostwo nie jest pozbawione maleńkiej skazy. Bowiem tutaj wypływa na wierzch bardzo płytki scenariusz. Z jednej strony jest to zaleta filmu, bo nie komplikuje fabuły i pozwala cieszyć się świetnymi kreacjami oraz baśniowymi efektami komputerowymi. Z drugiej zaś strony troszkę mnie drażnił nadmiar ideologii w postaci przesłania o podłożu ekologicznym, że mamy szanować przyrodę, troszczyć się o nią i tak dalej. Jakoś od samego początku nastawiłem się bardziej na kino czysto batalistyczne. Może stąd wynikł ten chwilowy niesmak. Jednak mimo to pięknie wykorzystano owe hasła przyrodnicze do innego celu. Mianowicie stworzenia społeczności Na’vi, którzy żyją w harmonii z naturą. Cameron bardzo umiejętnie połączył kulturę Indian Ameryki Północnej z elementami kultury afrykańskiej. W efekcie tego zabiegu dostaliśmy zupełnie nową jakość, idealnie pasującą do kolosalnego świata Pandory. Pisząc „kolosalny”, mam na myśli dosłowne znaczenie tego słowa, bowiem na księżycu wszystko jest ogromne. Zwierzęta, rośliny, góry. Człowiek wydaje się przy tym mizerny.

Na koniec warto wspomnieć o muzyce, która w filmie brzmi doskonale. Nawet pozbawiwszy dźwięk obrazu, dostajemy bardzo dopieszczony produkt, brzmiący łagodnie, płynnie i melodyjnie. Muzyka w filmie ma dodatkowo ten gigantyczny atut, że wręcz perfekcyjnie wpasowuje się w odgłosy otoczenia. Każda nuta współgra z szmerem wody czy rykami zwierząt albo szumem lasu. Dodaje to realizmu całemu widowisku i przy wspomnianych wcześniej atutach zwyczajnie zaczyna żyć własnym życiem. Gdy widz wychodzi z kina, po prostu łaknie wrócić na nowo nie tyle do sali, na której był, ale na Pandorę. Jest to absolutny ewenement w dzisiejszej kinematografii. Nie spotkałem się z czymś takim od „Parku Jurajskiego”, gdzie byłem pewien, że widzę żywe dinozaury.

Podsumowując, Cameron po raz kolejny dowiódł swojego geniuszu. Co prawda, jego dzieło ma kilka drobnych skaz, jednak wątpię, aby większość widzów zwróciła na nie uwagę. Mnie świat Camerona wessał i wiem, że już nigdy nie wypuści. Mimo to nie jestem pewien, czy reżyserowi uda się pokonać sukces kasowy „Titanica”. Mam dziwne wrażenie, że nie. Jednak na pewno prześcignął tym razem samego siebie. Każdy kto ma wątpliwości, niech wybierze się do kina i sam oceni. Należy tylko pamiętać, że tę produkcję da się w pełni docenić, oglądając ją tylko i wyłącznie w kinie, rozkoszując się 3D. Wersja analogowa w zasadzie nie ma racji bytu. James Cameron wyznaczył nowy kierunek kina, zaproponował nową wizję i świeże wyzwanie, którego przez długi czas nikt nie podejmie. Dał nam „Avatara”.

OCENA - 9/10
1
Notka polecana przez: Ryśmak
Poleć innym tę notkę

Komentarze


dzemeuksis
   
Ocena:
+3
Kolejnym wręcz monstrualnym plusem i krokiem milowym w tej dziedzinie są bitwy. (...) Czegoś takiego dotąd w kinie nie było.

Niczego Avatarowi nie odmawiając, na mnie jednak większe wrażenie zrobiło oblężenie Gondoru by Jackson. I wówczas miałem podobne myśli.
13-01-2011 20:58
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+4
@dzem
"Oblężenie Gondoru"? : )
13-01-2011 21:15
dzemeuksis
   
Ocena:
+1
Minas Tirith oczywiście. Skrót myślowy. Dzięki za czujność.
13-01-2011 21:57

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.